II Mówię o mojej bliźnie.


 Wiatr stawał się coraz mocniejszy, postanowiłam udać się do pobliskiej kawiarni. Oprócz tego, iż znajduje się obok miejsca, w którym bądź co bądź, często przesiaduję, jest tam po prostu tanio, mimo tego w jakim miejscu się znajduje, ceny nie są wygórowane, lecz nie ma tam dużego tłumu, właściciele są bardzo mili. Stare małżeństwo, spędzające całe dnie, na "interesie swojego życia"
 Usiadłam w moim stałym miejscu, najmniejszy ze wszystkich stolików, w najmniej widocznym miejscu. Nic nie zamawiałam, po prostu patrzyłam przez wielkie, szklane okno.
-Proszę. -usłyszałam delikatny, ochrypły głos. Spojrzałam na staruszkę, która kładła filiżankę z herbatą i kawałek szarlotki na moim stoliku.
-Ale ja niczego ie zamawiałam.
-Ale jest ci zimno,a szarlotka na koszt firmy. -powiedziała uśmiechając się.
-Gdy będę miała pieniądze, wszystko wam oddam. Chociaż nie wiem ile już tych szarlotek i napojów na koszt firmy mi zafundowałaś. -uśmiechnęłam się w stronę Rosalie, staruszka była dla mnie jak babcia. Dzięki niej i jej mężowi przeżyłam...

 -Zostaw mnie! -płakałam, krzyczałam, ale to nic nie dawało, grupka chłopaków zdawała się mieć, niezły ubaw z mojej osoby. Wieczór nie należał to tych najcieplejszych. W dodatku deszcz lał się strumieniami, nie przesadzam, musiało być oberwanie chmury. Wydawało mi się, że temperatura jest bliska zeru. Co jakiś czas dostawałam z całej siły w twarz, zdarzyło się też, że rzucili we mnie szklaną butelką, prawdopodobnie po piwie. Popychali mnie, popychali mnie tak długo, aż mnie nie wywalili, gdy już mnie wywalili targali za włosy i za ubrania, zmuszając mnie do tego, abym wstała. Robili to, zupełnie bez powodu. Cierpiałam bez powodu. Dla osób trzecich jest to zwykła opowieść, mi pozostawiło to duży ślad, który za nic nie chce się zmyć. Jeden z chłopaków, wziął kawałek szkła, i najostrzejszym kawałkiem zaczął rozdzierać mi ubranie. Nie rozdzierał go po to, bo chciał zobaczyć mnie gołą, rozdzierał, bo tak mu się podobało, wiedział, że będę jeszcze bardziej przerażona. Wiedział... Nie wiem co się nagle ze mną stało, nie wiem nawet jak mogę opisać uczucie, które nagle mną zawładnęło. On, niczego się nie spodziewał, wiedział, że nie będę się wyrywała, po prostu nie miałam już siły, po drugie, gdybym się ruszyła, szkło raniłoby mnie jeszcze bardziej. Zauważyłam, że chłopakowi wystaje nóż z kieszeni kurtki. Nie wiem jakim cudem nikt nie zorientował się, że wyciągam ten przedmiot. Najwidoczniej musieli być mocno pijani lub po jakiś innych składnikach, których większości nazw nie znam w końcu narkotyk to bardzo rozległy temat. Mimo tego, co mi zrobili, moment w którym, wbiłam nóż w tors chłopaka i przejechałam w dół jest najgorszym momentem który wspominam. Wtedy miałam jedyną szansę na ucieczkę. Niestety nie udało mi się uciec daleko, nie wiem czy w ogóle zaczęłam uciekać lub czy oni w ogóle zaczęli mnie gonić. W tym momencie poddałam się całkowicie. Ostatni raz krzyknęłam pomocy i zakończyłam jakiekolwiek prośby o ratunek. Nie jestem do końca pewna, czy moje wołanie o pomoc usłyszał pan Sempere, czy o prostu tamtędy przechodził. W każdym bądź razie postanowił mi pomóc. Bardzo nieracjonalne byłoby podejście starego mężczyzny do dużej grupy chłopaków. Rzucił kamieniem w szybę najbliższego sklepu powodując, iż alarm się włączył. Przestraszyło to grupę chłopaków, gdyż dali sobie spokój i zaczęli uciekać. Nie wiem jak mocno zraniłam nożem jednego z nich. Ale on nie uciekał.Siedział oparty o latarnię i patrzył się w dal. W tym momencie chciałam mu pomóc, w końcu  to jest człowiek. Nie pomogłam mu, po prostu go tak zostawiłam, nie wiem czy miałam dużo więcej siły od niego, nie wiem czy dałabym radę w jakikolwiek sposób mu pomóc, nie wiem co on mógłby ze mną zrobić. Jedno jest pewne bałam się go. Nie ważne w jakim był stanie, po prostu się go bałam. Pan Sempere zabrał mnie do siebie. Cała się trzęsłam, Nie chciałam iść do szpitala, bałam się. Przez pierwsze dwa dni pozwalałam dotykać się tylko Rosallie. Głównie dlatego, że jako przeszła pielęgniarka opiekowała się moją raną. Do dzisiaj został mi ślad po ostrym szkle. Mówię o mojej bliźnie, a sama zrobiłam temu chłopakowi większą, przecież jeśli ona się nie zagoiła, to jego także się nie zagoi, tylko moja jest na twarzy. Nawet nie wiem czy on przeżył, jeśli tam został... Na deszczu, bez pomocy. Jeśli nikt go nie znalazł. On mógł nie przeżyć, prawda? Zmierzam do tego, że przez ten fakt moje myśli potrafią w szybkim tempie zamieniać się w koszmar. Coś takiego jak wyrzuty sumienia. Ale co ja do cholery miałam zrobić. Może lepiej byłoby zginąć, niż pozwolić umrzeć komuś, kto mógłby ci to życie odebrać.

 Wyrwało mnie dotknięcie mojego ramienia rzez Rosallię. Uśmiechnęłam się na ten gest. Wątpię w to aby wiedziała o czym myślałam ale wiem, że wiedziała, że cokolwiek to jest to nie są to miłe wspomnienia  Dlatego postanowiła odejść i zostawić mnie samą z moimi myślami. Własnie za to kocham tą kobietę. Spojrzałam przez okno. Widać stąd "Moje miejsce" mam nadzieję, że jest tylko moje, mam nadzieję, że nikt inny nie pomyślał, że jest wyjątkowe. Bo niby dlaczego miałby tak myśleć? Ja po prostu jestem dziwna. Powtarzano mi to miliony razy i właściwie to ludzie powtarzają mi to wciąż. Jestem błędem w produkcji. Inna i gorsza od reszty. Zupełnie ostająca od normy. Najdziwniejsze jest to, że bardzo dobrze zdaję sobie z tego sprawę i nie mam pojęcia co mogłabym z tym zrobić. Rozum mówi "Bądź sobą" a prawdziwa wersja mnie jest właśnie taka. Nie wiem jak można określić mój charakter. Myślę że mówiąc, iż jestem romantykiem nie wprowadzę nikogo w błąd. Najgorszą rzeczą jest to, że nieudolnie wierzę i marzę o prawdziwej oraz jedynej miłości. Marzę o życiu takim jak z filmów. O wspaniałym scenariuszu gdzie na początku żaden z głównych bohaterów nie ma łatwego życia, ale gdy się spotykają wszystko zaczyna się zmieniać. Nie byłoby w tym nic najdziwniejszego. Ale wierzę w to, iż przeznaczenie skieruje tego kogoś właśnie w to wyjątkowe miejsce. Że poznam go podczas oglądania panoramy Paryża. To jest zdecydowanie zbyt duża ilość historii miłosnych których się naoglądałam oraz naczytałam. Ale nie mogę na to nic poradzić. Po prostu... ufam przeznaczeniu.

 Do mojego mieszkania dotarłam około 19. Ta stara kamienica zawsze przyprawiała mnie o dreszcze. Schody na klatce zrobione były z drewna. Światło oczywiście nie działało. Tak szczerze to nie pamiętam aby kiedykolwiek żarówka na klatce schodowej się zaświeciła. Każdy mój krok odbijał się echem po pomieszczeniu. Otworzyłam drzwi od mojego mieszkania. Ciężko to nazwać mieszkaniem Jeśli mowa o dwóch pomieszczeniach. Łazienka i kuchnia, na końcu kuchni jest wersalka. Nie wygląda to tak strasznie, gdyż kuchnia jest duża. Tak, jak na tak mały budynek w takiej kamienicy kuchnia jest naprawdę duża. Przyznam, że dałoby się zrobić z niej trzy podobne pomieszczenia. W dodatku pomiędzy wersalką, na której sypiam i kuchnia jest ściana, Jak na to miejsce jest naprawdę ok. Jak na normę w której człowiek powinien żyć jest okropnie. To jest chyba najbardziej niebezpieczne miejsce. Moi sąsiedzi już nie raz mnie napadli. Na szczęście zawsze kończyło się tylko na kradzieży. Nie jestem do końca pewna czy mieszka to jakiś nie zdemoralizowany człowiek. Większość moich sąsiadów to ludzie którzy już parę razy odwiedzili więzienie czy zakład karny. Nie żebym nie była tolerancyjna, ale sama czuję się jak w jakimś zakładzie karnym. Niektórych ludzi dałabym do psychiatryka, właściwie to nie wiem czy ktokolwiek tutaj jest normalny. Pierwszy poszedłby ok. 50 letni mężczyzna który codziennie od 4 rano siedzi na schodach kiwając się w przód i w tył, czasami mamrocze coś pod nosem. A gdy kogoś zobaczy wpatruje się na niego tak, jakby miał mu zaraz wykrzyczeć "Zabiję cię, dawno się tak nie bawiłem" Czasami siedzi kiwa się i po prostu wyje. Nigdy nie jest pijany, czułabym. A co do alkoholu. Jego zapach czuć wszędzie, dochodzi do tego zapach tytoniu. Po prostu koszmar. Wszystkie moje ubrania juz dawno tym przesiąknęły. Nie mówię już o mnie samej. Pani Sempere twierdzi, że pachnę konwalią. Niezależnie od tego czy odwiedzam ją o prysznicu, czy tez po to, aby poprosić ją o to, aby użyczyła mi swojej łazienki. Ja w to nie wieżę, kobieta po prostu chce abym poczuła się lepiej. A czegokolwiek bym nie robiła to zawsze czuję smród z klatki schodowej na moim ciele.  A dlaczego czasem kąpię się u państwa Sempere? Po prostu nie zawsze mam u siebie wodę. To samo jest z prądem. Powtórzę się, ale to jest koszmar. I kolejnym powodem oprócz wspaniałego miłosnego poznania w Paryżu  na to, że spędzam dużo czasu w "moim miejscu", w Paryżu jest to, że tam po prostu nie ma tego, co jest w mojej kamienicy. Może nie wieżę w to, że pachnę jak konwalia, ale myślę, że moje wyobrażenia zapachu alkoholu oraz tytoniu są wyolbrzymione. Inaczej ludzie omijaliby mnie szerokim łukiem.

Usiadłam na jednym z dwóch foteli, małe drewniane okno pokazywało bardziej zniszczony budynek niż ten w którym ja sie znajduję. Taki super pejzażyk. Wzięłam do ręki grupy bordowy notes oraz pióro w tym samym kolorze i zaczęłam pisać. Nie mogę tego nazwać książką, i nie mogę tego nazwać pamiętnikiem. Piszę historię po części oparta na moim życiu, po części, po większej części wymyśloną. To pozwala uciec mi od tego co mnie otacza, a nie otacza mnie dużo dobrych rzeczy. To pozwala wrócić mi do tej dawnej Josie, do optymistycznej i bynajmniej szczęśliwej Josie. Którą martwił jeden, jedyny fakt.... brat. Wspólną cechą Josie w realu i Josie w nazwijmy to "książce" jest to, że obie nieudolnie wierzą w przeznaczenie. Pomijając fakt, iż przeznaczenie dla Josie w książce będzie sprzyjało.